„7 Dni Zoo” – nr 229

Marzec kończył się świątecznie. Tuż przed ukazaniem się tego tekstu obchodziliśmy Wielkanoc. A jak te święta to sporo zwierzęcych symboli. Baranki, króliczki i kurczaczki. No i mnóstwo jajek. Malowanych, gładkich, w majonezie i bez niego. Taki czas, taka tradycja. Za chwilę do niej wrócimy.
Wielkanoc kojarzy się też z wiosną, coraz większym ciepłem, słońcem częściej wychylającym się zza chmur. Ogólnie w tym czasie robi się przyjemniej po zimowych niedogodnościach. W tym roku naprawdę ciepło zrobiło się jakby wcześniej, więc niech to będzie dobry znak na nadchodzące miesiące. Niech będą dobre dla odwiedzających ogrody zoologiczne gości, ale i samych placówek. Niech się dzieje dużo dobrego. Będzie o czym pisać, to jedno. Będzie super, to drugie. Przecież lubimy te wyjątkowe miejsca, gdzie możemy spotkać się oko w oko ze słoniem, żyrafą, lwem czy hipopotamem, a także z całą resztą mniej lub bardziej znanych zwierzaków.
A wracając do zwierzęcych symboli wielkonocnych świąt, postanowiliśmy skupić się na jajkach i kurczakach. Jedno i drugie ma związek z bohaterem naszego wstępu. Zanim go nazwiemy z imienia, pobawmy się dylematy. Wielu się zastanawia co było najpierw; jajko czy kura? A może na początku był kogut? Problem ma długą historię i do dziś nie został kategorycznie rozwiązany. My też nie pokusimy się o jego rozstrzygnięcie, ale wiemy natomiast, że zanim pojawiła się domowa kura czy też kogut to spokojnie życie wiódł sobie kur bankiwa. Pochodzący z Azji przodek domowych kur, który zanim zostaje dorosłym osobnikiem jest słodkim, żółtym kurczakiem jakich w hurtowych ilościach widzimy w okresie przed Wielkanocą i w czasie jej trwania. Mamy więc jajko, mamy kurczaka i kura bankiwa na wstępie kolejnej odsłony naszego cyklu. Wraz z sympatycznym przedstawicielem skrzydlatej fauny Azji południowo-wschodniej zachęcamy do sprawdzenia jakie to wiadomości kryją się w 229 części 7 dni Zoo. Kto czyta ten wie. A wiedzieć jest lepiej niż nie wiedzieć.

Czytaj dalej

„7 Dni Zoo” – nr 228

Jest rok 1996. W Laosie, w prowincji Khammouan badacze w Wildlife Conservation Society podczas rutynowego obchodu okolicznych targowisk wypatrują na jednym z kramów zabite egzemplarze zwierząt, które wydają im się niepodobne do żadnego żyjącego gatunku. Sądzą, że odkryli nowy gatunek, dotychczas nieznany nikomu poza tubylcami żyjącymi w tym zakątku świata. Wysyłają pozyskane truchła zwierząt do londyńskiego Muzeum Historii Naturalnej. Dwa lata później ich śladem podążają kolejne nieżywe okazy i szczątki tajemniczego zwierzęcia. Atmosfera gęstnieje, wyprawy organizowane w głąb dżungli w następnych latach potwierdzają obecność w nich gryzonia nieznanego dotąd naukowemu światu. W 2005 roku gatunek zostaje naukowy opisany i nazwany. Świat poznaje skamielinowca laotańskiego (Laonastes aenigmamus) zwanego też laotańskim szczurem skalnym.
Dopełniając historię, należy dodać, że w 2006 roku udaje się sfotografować pierwszego osobnika tajemniczego gatunku.
Tak pokrótce wygląda historia odkrycia nowego gatunku gryzonia. Fizycznego, nie polegającego na wyodrębnieniu go z rodziny poprzez różnego rodzaju naukowe badania, na przykład genetyczne.
Skamielinowiec okazał się być zwierzęciem niezwykłym. Gryzoń ten nie jest w rzeczywistości szczurem, ani wiewiórką (chociaż ją przypomina), nie dało się go zakwalifikować do żadnej znanej rodziny gryzoni. Z początku stworzono dla niego nową, ale wkrótce okazało się, że przynależy do rodziny gundioszczurowatych (Diatomyidae), uważanej za wymarłą jedenaście milionów lat temu. Okazał się zwierzęciem tak przekornym, że dzięki niemu rodzina przestała być wymarła. Zresztą jego polska nazwa nawiązuje do tego faktu. Skamielinowiec, ponieważ jest tak naprawdę żywą skamieliną. Ostry zawodnik, hard level.
Oprócz tego ten gryzoń ma inną arcyciekawą cechę. W środowisku naturalnym porusza się po bardzo stromych, czasem niemal pionowych skałach. Jest wyśmienitym wspinaczem. I to nie jest jakaś unikatowa umiejętność, znamy sporo zwierząt które umiejętności wdrapywania się na wysokie skały czy drzewa mają doskonale opanowane. Niezwykłość skamielinowca polega na tym, że będąc tak zręcznym wspinaczem jednocześnie ma duże problemy z poruszaniem się po powierzchniach płaskich. Znajdując się na nich porusza się mocno niezdarnie lub po prostu wywraca.
W historii skamielinowca jest też wątek polski, ponieważ jednym ze szczęśliwców, którym dane było zobaczyć to zwierzę na żywo jest pan Radosław Ratajszczak, były dyrektor wrocławskiego zoo.
Chcieliśmy zapoznać go też z Wami, Drodzy Czytelnicy. Nie jest to spotkanie oko w oko, a jedynie poprzez kontakt z fotografią. Niemniej jednak i tak powinniście się czuć zaszczyceni. W tym wyjątkowym nastroju zapraszamy Was do zapoznania się z nowinkami z polskich zoo w kolejnym odcinku naszego cyklu. Zapraszamy, razem ze skamielinowcem.

Czytaj dalej

„7 Dni Zoo” – nr 227

Zgromadzenie Ogólne ONZ ogłosiło rok 2024 Międzynarodowym Rokiem Wielbłądowatych. W uzasadnieniu tej nominacji pojawił się komunikat o treści; „ze względu na ich kluczową rolę w zapewnieniu środków do życia milionom gospodarstw domowych żyjących w nieprzyjaznym środowisku w ponad 90 krajach, zwłaszcza ludności tubylczej i społecznościom lokalnym”. Tylko tyle i aż tyle. Trudno z tym polemizować. Także super, że wielbłądy, lamy, alpaki, gwanako czy wikunie są z nami.
W ich przypadku „z nami” ma szersze znaczenie. Z siedmiu gatunków wielbłądowatych cztery to zwierzęta udomowione; dromader, udomowiony baktrian, alpaka i lama. Od setek lat towarzyszą człowiekowi, służąc jako zwierzęta juczne oraz dostarczyciele wełny czy mięsa. To zwierzęta wytrzymałe, doskonale radzące sobie w nieprzyjaznych warunkach; na pustyniach, w górach czy patagońskich pustkowiach.
Nie chcąc pozostać obojętnymi wobec tak znamiennemu faktowi jak wyróżnienie tych zwierząt przez organizację międzynarodową i dedykowanie im całego, bieżącego roku postanowiliśmy, że w aktualnym odcinku naszego cyklu przywita Was, Drodzy Czytelnicy przedstawiciel tej rodziny.
A że mamy rok przestępny to wyszło nam, że powinno być to zwierzę hojniej obdarzone przez naturę jako symbol dodatkowego dnia w lutym. Tym sposobem nie trudno było wskazać nam baktriana czyli wielbłąda dwugarbnego, który od swojego kuzyna dromadera różni się bogatszym wyposażeniem. Taka wersja 2.0.
Wielbłądów dwugarbnych jest na świecie mnóstwo, ale są to zwierzęta udomowione, które zostały podciągnięte do rangi nowego gatunku. Inaczej ma się sprawa z dzikim gatunkiem baktriana. Żyją nielicznie w ilości około 1000 osobników na terenach pustynnych Chin i Mongolii. Są krytycznie zagrożone.
Jak się rzekło, wita Was zoofani baktrian. Wytrzymały i odporny na wiele niedogodności. Nie oparł się jednak naszej propozycji i wskoczył do zdjęcia. Zaprasza do zapoznania się z nowinkami styczniowymi w 7 dni Zoo. To już 227 odsłona tej serii. Mamy takie przeświadczenie, że warto sprawdzić co się w niej kryje.

Czytaj dalej

„7 Dni Zoo” – nr 226

Odcinek dotyczący grudnia A.D. 2023 ukaże się już w nowym roku. To czas noworocznych postanowień i życzeń na przyszłość. My, tradycyjnie chcielibyśmy życzyć Wam, Drodzy Czytelnicy wszystkiego co najlepsze w życiu prywatnym i zawodowym. Oraz ze względu na łączącą nas pasję, jak najwięcej ekscytujących przygód zoologicznych oraz udanych wizyt w ogrodach zoologicznych. Samym ogrodom również wypada życzyć niekończącego się pasma sukcesów.
Ciągnąc temat Nowego Roku chcielibyśmy wspomnieć że istnieje wiele przesądów i porzekadeł, które są związane z tym okresem. Istnieje na przykład taki przesąd, że jaki początek roku, taka jego dalsza część. W związku z tym, życzylibyśmy sobie każdy Nowy Rok zaczynać od takich wiadomości, jaką za chwilę się podzielimy.
Oryksy szablorogie – pustynne antylopy afrykańskie od dawna miały status wymarłych w naturze, a w grudniu ogłoszono oficjalnie, że zmienił się na; zagrożone w naturze. Naprawdę miło jest informować o takich faktach.
Ta wiadomość jest też doskonałym zaczynem do dyskusji pod tytułem „ jaki jest sens istnienia ogrodów zoologicznych”. Dla tych, którzy mają wątpliwości – właśnie taki jest sens. Oryksy dołączają do innych gatunków (np. żubrów czy jeleni milu), którym hodowla ex situ pozwoliła przetrwać i dała szanse na dalsze istnienie.
Zaiste, wspaniała wiadomość na początek roku, miejmy nadzieję, że będzie zapowiedzią kolejnych równie spektakularnych i pozytywnych wydarzeń.
A skoro do tablicy zostały wywołane oryksy szablorogie, to nie wypadało inaczej jak umieścić jednego z nich w naszym prologu.
Razem z oryksem gorąco polecamy poświęcenie chwili na lekturę nowinek z rodzimych zoo. Pachnący niczym świeża bułka numer 226. zachęca do jego napoczęcia.

Czytaj dalej

„7 Dni Zoo” – nr 225

Ten odcinek naszego cyklu ukaże się w grudniu. A co to za miesiąc, wszyscy wiemy dobrze. Mikołajki, prezenty, choinka i ten jeden jedyny w swoim rodzaju specyficzny nastrój. A i zapomniałbym, zwierzaki mówiące z wigilijna noc (niech sobie co niektóre papugi nie myślą, że tylko one to potrafią). Tak, nie dal się uciec od skojarzeń i schematu. Mówisz grudzień, myślisz święta Bożego Narodzenia. I nie ma zmiłuj, żeby było inaczej.
A skoro wspomnieliśmy już o prezentach i przypadającym na szósty dzień grudnia święcie to przez chwilę pochylmy się nad pewną kwestią. Większość z nas będąc małymi dzieciakami wierzyła święcie w tego gościa w czerwonych ciuchach, przemykającego z wypchanym worem na plecach i zaprzeczającemu obiegowej opinii, że są takie miejsca (na przykład kominy), gdzie otyli się nie wcisną. Ogólnie gość choć trzyma się dobrze, to każdy wie, że ma lat ma od groma i zadziwiające jest, że doskonale pamięta, komu jaki przysługuje. Tym bardziej, że do ogarnięcia ma nie jedną, dwie czy kilka rodzin, ale wszystkich na świcie. Totalny sztos.
Wraz z przypływem kolejnych lat nasza wiara w istnienie tego gościa słabnie, chociaż pojawiający się w okolicy świąt w telewizji czy innych mediach śnieżnobrodzi staruszkowie w czerwieni chcą nas przekonać byśmy nie przestawali wierzyć. Co więcej, oni pojawiają się nawet w realu. Dokładnie szóstego grudnia miałem przyjemność przytrzymać drzwi windy takiemu dziadkowi i odbyć wspólną podróż, trwająca całe trzy piętra. Pytanie więc, jest bardzo zasadne, czy święty Mikołaj istniej czy to jednak ściema? Odpowiedź odłóżmy na kiedy indziej, a zajmijmy się inną kwestią mocno z tym gościem związanymi.
Mikuś jest na tyle popularny, że wszelkie kojarzące się z nim atrybuty są znane wszem i wobec. Podobnie jak jego środek lokomocji. Wiadomo, po śniegu najlepiej poruszać się saniami. W przypadku świętego Mikołaja ciągnione przez renifery. I tym sposobem znaleźliśmy się w tematyce animalistycznej, która przecież jest tym co lubimy najbardziej.
Można by pójść na łatwiznę i zamieścić zdjęcie renifera na początku naszego artykułu. Czy jednak zawsze musi być łatwo? Fakt jest faktem, że odkąd na początku naszych newsów zoologicznych pojawiają się zdjęcia na powitanie w obecnej postaci, przedstawiciela jeleni jeszcze tam nie było. A renifer właśnie do rodziny jeleniowatych przynależy. Jak wiele innych gatunków. I teraz stawiamy pytanie, czy Mikołaj w takich Chinach musi przyjeżdżać saniami ciągnionymi przez renifery? Czy nie może to być inny rodzaj powozu, do którego zaprzęgnięto inny gatunek z dość licznej rodziny jeleni? Na przykład milu czy też inaczej jelenia Davida?
W przypadku tych jeleni też był taki moment w historii, gdy można się było zastanawiać czy istnieją czy nie. Zupełnie jak ze świętym Mikołajem. I tak jak brodaty dziadek w czerwieni wciąż jest postacią legendarną, tak jelenie milu można z całym przekonaniem powiedzieć, że są rzeczywiste i istnieją. Przetrwały, choć w swoim naturalnym środowisku wymarły. W latach 80-tych XX wieku zaczął się proces przywracania ich na tereny ich pierwotnego występowania, który można rzec, że się powiódł. Wciąż jednak mają status wymarłych w naturze. Bezsprzecznie, historia jeleni milu jest fascynująca. Jeden z tych jeleni wita się z Wami, Drodzy Czytelnicy i zachęca do lektury grudniowego odcinka 7 Dni Zoo. Jak na zimową porę, jest tych newsów całkiem fajna porcja. Częstujcie się, czytajcie.

Czytaj dalej

„7 Dni Zoo” – nr 224

Kiedy myślimy o lasach w Ameryce Południowej, siłą rzeczy do głowy pierwsza przychodzi myśl o wielkim obszarze tropików amazońskich. Jednak w cieniu Amazonii istnieje Mata Atlantica. Po przetłumaczenia Las Atlantycki. To na większości powierzchni wąski pas sezonowo wilgotnych lub suchych lasów tropikalnych, ciągnący się wzdłuż wybrzeża Oceanu Atlantyckiego, w głównej mierze brazylijskiego, ale dochodzący do północnej Argentyny oraz w najszerszym miejscu do wschodniego Paragwaju. Dawniej, nim do Ameryki Południowej dotarli biali koloniści był to drugi największy las deszczowy na świecie po amazońskim, o powierzchni 1 do 1.5 miliona kilometrów kwadratowych. Do tego był wyjątkowy, ponieważ żaden na świcie las deszczowy nie sięgał tak daleko na południe. Rozciągał się w głąb lądu na nieznany, ale dużo większy niż obecnie dystans. Obecnie Mata Atlantica skurczyła się znacząco, tracąc 85 procent swojej pierwotnej powierzchni. W wielu miejscach pozostały tylko fragmenty tego wyjątkowego lasu, które są schronieniem dla wielu gatunków zwierząt, które z powodu zaniku swoich siedlisk są w dużym stopniu zagrożone wymarciem.
Mata Atlantica jest także domem dla wielu endemicznych gatunków zwierząt, które można spotkać tylko w tych lasach. Oprócz licznych ptaków, takimi zwierzętami są też między innymi leniwce grzywiaste czy naczelne. I wśród tych ostatnich poszukaliśmy bohatera naszej powitalnej fotki. Muriki szary, mało znany gatunek krytycznie zagrożonej małpy, która zamieszkuje resztki pozostałe z dawnego Lasu Atlantyckiego, w południowo-wschodniej Brazylii. Dwa gatunki wchodzące w skład tego rodzaju to największe małpy Ameryki Południowej.
I tenże muriki zaprasza do czytania kolejnej odsłony naszego cyklu. 224. odcinek jest gotów odsłonić przed Wami, Drodzy Czytelnicy swoje podwoje!

Fot.: Andre Lanna

Czytaj dalej

„7 Dni Zoo” – nr 223

Człowiek w swoim życiu przeżywa różne etapy.
Dzieciństwo, młodość, dorosłość czy starość to te najbardziej oczywiste. Z takich mniej narzucających się okresów życia to na przykład czas finansowej hossy lub zapaści i pustych, podszytym wiatrem kieszeni.
Ja znalazłem się w czasoprzestrzeni wypełnionej niepewnością, chaosem i dużą ilością ponad programowej pracy. W końcu przeprowadzka całej rodziny w nowe miejsce to nie taki drobiazg. Jest co robić i o czym myśleć. Cóż, życie niesie ze sobą różne niespodzianki i trzeba sobie z nimi radzić. Odchodząc już od tej prywaty, postaram się płynnie przejść do tematów zoologicznych. W jaki sposób? A w taki, że przy okazji przemieszczania mebli okazało się, że mieliśmy trochę dzikich lokatorów, o których mało wiedzieliśmy. Z przeróżnych zakamarków zaczęły wyłazić pająki. Przeważnie niewielkich rozmiarów, sympatyczne skądinąd stworzenia, choć jeden się trafił niczego sobie rozmiarów. Wiem, że pajęczaki nierzadko wzbudzają niechęć, ale warto pamiętać, że często są naszymi sprzymierzeńcami. Tępią wiele szkodników czy naprzykrzających się nam owadów w postaci komarów czy much. Do tego obecność pająków w domu świadczy o tym, że w lokalu brak zanieczyszczeń chemicznych. Te stworzenia posiadły umiejętność wyczuwania oddziaływania chemikaliów. Tak więc, nie taki pająk zły jak go malują.
Oczywiście istnieją gatunki groźniejsze, w samej Polsce mamy trzy rodzaje pająków jadowitych, ale ich ugryzienie w najgorszym wypadku przypomina ukąszenie przez szerszenia. Poza tym, nie sposób je spotkać w naszych domach czy najbliższym otoczeniu. Gdybyśmy chcieli się bliżej zapoznać zapraszamy na zwiedzanie jaskiń i szybów kopalń.
Takie przemyślenia naszły mnie, gdy widziałem umykających pajęczym sprintem małych lokatorów opuszczanego przeze mnie i moją rodzinę mieszkania. I skojarzyłem, że fot pająków w naszych wstępach próżno szukać przez ostatnie kilka lat. Najwyższa pora nadrobić to niedopatrzenie, dlatego proponujemy zapoznać się z ptasznikiem czerwononogim, zamieszkującym meksykańskie lasy tropikalne. Pająk ten jest całkiem niegroźny, przez co często można go spotkać w domowych terrariach, trzymanego jako domowego pupila. Niestety, w naturze ten ptasznik ma się nie najlepiej. Jest gatunkiem narażonym na wyginięcie.
I to właśnie ten włochaty koleżka otwiera dzisiejszy numer 7 dni Zoo. Mamy nadzieję, że jego osobliwy urok zrobi robotę i z bez ociągania zasiądziecie do lektury. Pajęczyna newsów zapleciona. Pora w nią wpaść.

Czytaj dalej

„7 Dni Zoo” – nr 222

We dwójkę żyję się łatwiej, głosi jedna z teorii. Niekoniecznie często pojawiająca się jako argument w obecnych czasach, ale bardzo lubiana przez nasza babki czy prababki. Można z tą tezą dyskutować, ale to temat-rzeka, a my tu tylko chcemy Was, Drodzy Czytelnicy wstępem uraczyć.
A jak to się ma do zwierząt?
U nich, mamy całą rozpiętość stylów życia. Mamy gatunki żyjące w ogromnych stadach, ale też w mniejszych grupach. Jest dużo zwierząt preferujących samotniczy tryb życia, ale też takich, które żyją w monogamicznych parach. Tryby życia prawie zawsze wiążą się z przystosowaniem do warunków życiowych. Na przykład argumentem za życiem w stadzie jest przeważnie kwestia bezpieczeństwa. Wracając jednak do zwierzaków żyjących w parach. Bardzo często żyją w sposób, który można być porównać do ludzkiego. Dzielą się obowiązkami czy szeroko pojętym życiem. Dodatkowy bonus, to brak corocznych podchodów w celu zdobycia partnerki czy partnera. Ileż to mniej stresu, prawda?
Zapytacie, czemu tematem przewodnim wstępu stały się zwierzaki żyjące w parach? Cóż, para to dwójka, a tym razem mamy odcinek z numerem złożonym z samych dwójek. Do tego te cyfry przypominają bardzo ptaki, które kojarzone są mocno z tworzeniem monogamicznych par. Łabędzie, zdecydowanie preferują życie we dwoje. Stąd przedstawiciel jednego z gatunków tych ptaków wita się z Wami na początku lektury kolejnego odcinka 7 Dni Zoo. Pora na zapoznanie się z nowinkami sierpniowymi. Łabędź czarnoszyi zaprasza.

Czytaj dalej

„7 Dni Zoo” – nr 221

Przyznam się do czegoś.
Przez moment (nawet dość długi) miałem chęć sprawić, żeby ten wstęp był różowy i blond. Zapewne domyślacie się z jakiego powodu? Winna jest lipcowa, polska premiera filmu „Barbie”. Pomyślałem, że to fajny powód do zbudowania tekstu w prologu. Tak, będzie trendy i powiedzmy… kulturalnie. Zdjęcie się wstawi flamingów, bo akurat one jeszcze nie były twarzami odcinka. No bajecznie, słodko i pastelowo. Kto by nie chciał, niech pierwszy wzgardzi różem.
Naprawdę długo byłem przekonany do tej idei. Aż mi się zrobiło za słodko. Barbie zaczęła mi wychodzić z lodówki, przy każdym jej otwarciu. Brakowało tylko Kena wyskakującego jak filip z konopi spomiędzy skarpet w szufladzie. I wtedy postanowiłem się odciąć od chwilowej mody. Co za dużo Barbie to niezdrowo. Chciałem spokojnie otwierać lodówkę. Pretekst pojawił się dość szybko, biorąc pod uwagę czas kiedy wybuchła medialna moda spod znaku Barbie.
Katalizatorem nowego pomysłu na wstęp była informacja o transferze w jednym z niemieckich zoo. Ale, po kolei… Wiadomo wszem i wobec, że fani ogrodów zoologicznych lubią sobie czasem pofantazjować, jakie gatunki zwierząt nieobecne aktualnie w zoo, z chęcią by w nich zobaczyli. W czasach, gdy wyłapywanie zwierzaków z natury jest zabronione i moralnie naganne, a jakiekolwiek inne drogi transferowe regulowane przepisami i kontrolowane, nowe gatunki w zoologicznych placówkach pojawiają się niezbyt często. Wręcz bardzo rzadko. Jednak raz na jakiś czas, coś tam przybędzie w zwierzostanie europejskich zoo. Tak się stało w przypadku znacznie mniej popularnego i znanego gatunku kangura oraz niemieckiej placówki ze Stuttgartu. Wilhlema Zoo przy okazji otwarcia świeżo ukończonej strefy australijskiej poinformowało, że od niedawna rezyduje u nich trzyosobnikowa grupa (samiec i dwie samice) nieobecnego w Europie gatunku.
Za tym newsem kryją się kuoki. Kangury żyjące w południowo-zachodniej Australii i na pierwszy rzut oka niekoniecznie kojarzące się z popularnymi w ludzkiej świadomości kuzynami. Gatunek cenny nie tylko pod tym względem, że nieobecny do tej pory w ogrodach zoologicznych Starego Kontynentu ale również zagrożony wyginięciem w środowisku naturalnym. Do tego, jeśli takie kryterium uznać za właściwe w stosunku do wyróżniania poszczególnych zwierząt bardzo sympatyczny.
Przekonać się można o tym zerkając na zdjęcie bohatera naszego wstępu. Czyż nie uroczy z niego kangur?
I ta właśnie taka przywołana na pierwszą stronę naszego tekstu kuoka zaprasza do czytelniczych odwiedzin kolejnej odsłony cyklu 7 dni Zoo. Wiemy, że zachęcać Was Drodzy Czytelnicy do czytania zoo-plotek nie trzeba, ale pomimo to, zanim na dobre zabierzecie się za tekst poniżej, na starcie otrzymaliście pierwszą nowinkę. Ze Stuttgartu. Miasta takich marek jak Porsche czy Mercedes. Teraz też pierwszych kuok w europejskich zoo w XXI wieku.
Czytajcie! Kto czyta, ten wie co piszczy w trawie na wybiegach w polskich zoo. Choć czasem, jak widać, przemycamy też newsy spoza granic. Zapraszamy, lektura czeka.
P.S. Zupełnie z klimatów Barbie nie zrezygnowaliśmy, bo czcionka jest w ulubionym jej kolorze.;)

Czytaj dalej

„7 Dni Zoo” – nr 220

Woda to życie.
Banał. Truizm. Oczywista oczywistość jak mówią co niektórzy.
I to wszystko prawda. Jak to, że bez wody mielibyśmy się marnie. W zasadzie nie mielibyśmy się wcale.
Obecność wody na naszej planecie sprawia, że mogła zostać zamieszkana. Oceany, morza i inne akweny wodne stanowią 70 procent powierzchni Ziemi. Sprawiają, że z kasmosu Ziemia zdaje się być niebieską kulą, upstrzoną mozaiką lądów. Dzięki temu zasłużyła na przydomek „błękitna planeta”.
To środowisko wodne wytwarza największe ilości tlenu potrzebnego nam, żeby oddychać i żyć.
W czerwcu obchodzimy dzień mórz i oceanów.
Warto wiedzieć, że borykają się one z problemami podobnymi jak lądy. Coraz mniej zwierząt znajdziemy na wybrzeżach i w morskich głębinach. W wielu miejscach dochodzi do przełowienia całych, ogromnych morskich połaci.
Nie szanujemy wodnych środowisk podobnie jak tych lądowych. Ogromne ilości śmieci dryfują w morskich toniach.
Warto się nad tym pochylić. Warto o tym pamiętać. Nie tylko w kolejnych czerwcach, ale przez cały rok.
A skoro na pierwszy plan naszego wstępu wysunęły się morza i oceny, to na zdjęciu powitalnym powinno znaleźć się zwierzę z nimi związane. I takie też znaleźliśmy, choć nieco przekornie, bo nasza gwiazda, to, żaden tam mieszkaniec głębin. Jednak nierozerwalnie jest kojarzona ze środowiskiem wodnym. Występuje wyłącznie na skalistych wybrzeżach mórz i oceanów, żywi się ich owocami w postaci ryb.
Proszę Państwa dzisiaj na naszej okładce mamy alkę zwyczajną zwaną też krzywonosą.
Ona i my zachęcamy do poświęcania paru chwil na lekturę 7 dni Zoo. Cyklu, który jest z Wami już długo i zamierza wciąż trwać, dostarczając newsów z rodzimych ogrodów zoologicznych. Oddajemy do Waszej dyspozycji, Drodzy Czytelnicy, odcinek numer 220.

Czytaj dalej